poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Love in our Life I


Oto nowe opko. Dość długi ten rozdział, aż pięć stron worda. Doceńcie to. ^^
~~~~
Nazywam się Giovanni Luvern i jestem młodym detektywem. Mam 23lata, złote oczy i można powiedzieć że srebrne włosy. Są pocieniowane, sięgają mi do karku, jednak grzywka jest długa, schodzi na skos przykrywając prawe oko. Jestem wysoki i lekko umięśniony. Od pięciu lat ścigam seryjnego mordercę.
Ginger Rickson jest w moim wieku. Ma różowe włosy z zielonymi pasemkami, sterczą na wszystkie strony, oczy ma małe i czarne. Jest szczupły i dość wysoki. Zabił sześć kobiet i dwóch mężczyzn. Jego motyw dalej jest nieznany.
Wiecie jednak co jest najśmieszniejsze że ja chodziłem z tym mordercą do klasy. Wychowywałem się z nim, siedziałem jedenaście lat w ławce, mówiłem mu swoje najskrytsze sekrety... Uważałem go za przyjaciela.
A on okazał się mordercą.
Pięć lat ścigania tego psychopaty na nic się nie zdały. Zawsze kiedy mam go w garści on wyślizguje się z moich rąk... Co mnie cholernie wkurwia.
A wy byście się nie wkurwili?!
Gościu szarga mi nerwy!
Ale co mam zrobić?
Lepiej pójdę już do roboty.
~~~~
Pracowałem w Nowym Yorku. Tutaj wszystko mogło się zdarzyć. Na szczęście ja nie zajmowałem się głupotami.  Na moje biurko trafiają akta, zaginień, porwań i zabójstw.
Zobaczmy co dzisiaj mamy na śniadanko.
Porwanie
Anhi MinHao
Lat 15
Płeć Mężczyzna
Znaki szczególne – Fioletowe włosy. Tatuaż na plecach w kształcie tygrysa.
Ostatnio widziany w parku o godzinie 23.00, Wracał z kolegami z imprezy. Po tygodniu od zniknięcia, matka dostała telefon od porywacza.
-Mat! –Zawołałem kolegę.
-Co?
-Zajmij się domem chłopaka i przeszukaj jego pokój. Ja przesłucham matkę. I obstaw dom. Nagrywajcie też każdą rozmowę, chce mieć to jutro na biurku. Dzisiaj niestety raczej nic nie zwojujemy.
-Tak jest!
No to szykuje się niezły spacerek.
~~~~
Od matki chłopca dowiedziałem się że poszedł na dyskotekę i już z niej nie wrócił. Normalka. Wszystko byłoby w porządku  gdyby nie ten porywacz. Ling Ji, tak się nazywała, mówiła że mężczyzna miał ochrypły głos a w tle mogła usłyszeć nawoływania swojego syna. Oprócz tego słychać było samochody i karetkę.  Wnioskuje po tym że to jakiś magazyn blisko drogi. Tacy popaprańcy zawsze kryją się w opuszczonych fabrykach czy też piwnicach, ale w piwnic nie byłoby słychać aut, więc to musi być gdzieś blisko drogi.
Szczerze powiedziawszy to nie spodziewałem się niczego innego. Gościu zażądał dwustu tysięcy dolarów od kobiety która ma nie całe czterdzieści w portfelu i trójkę dzieci na utrzymaniu, włącznie z tym porwanym. Pewnie myślał o porwaniu już jakiś czas ale nie mógł się ostatecznie zdecydować. Jak zauważył chłopaka, samego, późno w nocy i w opustoszałym parku, zdecydował się go porwać. Ale lepiej spytać specjalistę czy mam racje, czas wybrać się do psychiatry.
~~~~
-Nick!
Mężczyzna o długich kręconych włosach odwrócił sie w moją stronę. Miał czekoladowe oczy i tego samego koloru włosy.
-Co się stało Gio? Kolejny porywacz na horyzoncie? –Uśmiechnął się do mnie.
-Tak. Tu są akta chłopca –Podałem mu je.
-Mhm. Dyskoteka, noc, park. Standard, co?
-Taa... Sądzę ze gościu zmaga się z jakimiś problemami finansowymi i od dawna myśl o porwaniu krążyła mu po głowie. Kiedy zauważył chłopaka po prostu to zrobił.
-Zapewne tak. Wiesz może już gdzie mógłby ukryć chłopaka? –Zamknął teczkę.
-Przypuszczam ze w jakimś magazynie, lub fabryce. Matka tego Anhi mówiła ze słyszała samochody i przejeżdżającą karetkę.
-Czyli gdzieś blisko drogi, ale nie będziemy przecież tak stali na środku korytarza, właź –Otwarł drzwi od swojego gabinetu. Wszedłem do środka. Miło i przytulnie. Kremowe ściany i kawowe meble idealnie ze sobą współgrały a kwiaty dodawały pokoju trochę życia.
-Jak zwykle czysto i schludnie.
-Usiądź –Wskazał mi fotel.
-Wiesz ze stęskniłem się nawet za tym fotelem? Tak dawno na nim nie siadałem jako pacjent.
-Przesadzasz Gio. Kawy, herbaty? –Stał przy ekspresie.
-Kawy, nie wyspałem się dzisiaj.
-Koszmar?
-Tak, coś w tym stylu.
-Wciąż nie możesz otrząsnąć się po śmierci tamtej dziewczyny, prawda? –Podał mi kawę i usiadł za biurkiem.
-Zaczyna się –Westchnąłem z wymuszonym uśmiechem.
-Ja na serio się pytam, nie jako lekarz a jako twój przyjaciel –Posłał mi swoje czułe spojrzenie.
-Tak, co noc śni mi się jak on ja zabija. Jak robi to na moich oczach –Schowałem twarz w dłonie.
-Nie była to twoja wina, zresztą już ja pomściłeś, nie pamiętasz?
-Tak. Pamiętam –Uśmiechnąłem się do niego uspokajająco. Nie chciałem wrócić na terapię. Ta z przed roku była okropnym doświadczeniem.
-No widzisz? Musisz tylko przestać się zadręczać. Ciasteczko? –Przysunął mi pod nos te jego czekoladowe ciastka.
-Jeszcze się pytasz? –Pochłonąłem sześć, zanim wyszedłem.
-Uważaj na siebie!
-Pewnie Nick –Pomachałem mu na pożegnanie.
Muszę wrócić na posterunek i wypytać gościa który spisał raport.
~~~~
Dom, kochany dom. Jak to się mówi? Wszędzie dobrze ale w domu najlepiej, prawda? Gościu od raportu przesłuchiwał tylko paru kumpli tego chłopaka, ale mówił że dwóch z nich coś przy tych zeznaniach kręciło, czyli że będę musiał przesłuchać ich jeszcze raz. Ale najpierw muszę się przebrać. Gorąco się na dworze zrobiło.
Założyłem zwykły biały podkoszulek na ramiączkach, ciemne, ciasne dżinsy i czarne trampki. Chwyciłem bułkę z pomidorem, którą zrobiłem sobie w locie i wyszedłem, jedząc ją. W kieszeni spodni miałem kartkę z adresami tych chłopaków. Szczerze powiedziawszy to nie chciało mi się do nich iść, ale ten Anhi był w niebezpieczeństwie i trzeba było się sprężać.
Wyciągnąłem kartkę i przeczytałem pierwszy adres. To niedaleko, wiec pójdzie szybko.
~~~~
Mark Thomson mieszkał w małym domku. Nic specjalnego to, to nie było.
Zadzwoniłem do drzwi szykując swoja odznakę. Usłyszałem kroki po chwili drzwi otworzyła blond włosa kobieta.
-Dzień dobry.
-Dzień dobry, w czym mogę panu pomóc?
-Jestem Giovanni Luvern. Detektyw i policjant –Wyciągnąłem odznakę. Kobieta dokładnie się jej przyjrzała.
-Co pana do mnie sprowadza?
-Nie do pani a do pani syna. Jest kolegą Anhi, prawda?
-A! Chodzi panu o tego fioletowowłosego chłopca prawda? Bardzo miły i ciągle uśmiechnięty –Uśmiechnęła się uspokojona, jednak gdy skojarzyła fakty jej twarz pobladła.
-Coś mu się stało?
-Został porwany, tydzień temu po dyskotece. Pański syn był jednym z ostatnich którzy go widzieli –Powalam delikatnością prawda?
-O mój Boże. Taki grzeczny chłopak –Pokręciła głową.
-Niech pan wejdzie. Mark nic mi nie mówił! –Oho. Pierwsza poszlaka. Młody przecież był już przesłuchiwany, czyżby zapomniał napomknąć o tym mamie? Coś tu się nie zgadza, chłopak ewidentnie coś wiedział. Albo to on coś kręci albo to matka ma słabą pamięć.
-Mark!!! Rusz się na dół!!! –Ryknęła.
-Po co?!
-Ktoś do ciebie!!
-To powiedz by wszedł na górę, zawsze tak robisz!
-Ale to... –Położyłem jej rękę na ramieniu i posłałem jej jeden z najpiękniejszych uśmiechów jakie umiałem.
-Niech się panie nie martwi, zadam mu tylko kilka rutynowych pytań.
-O-Oczywiście... Jego pokój jest ostatni po lewej.
-Dziękuje.
Wdrapałem się po tych kilometrowych schodach i odnalazłem pokój Marka. Zapukałem ostrożnie. Jednak nikt się nie odezwał. Zapukałem ponownie. Dalej nic. Usłyszałem huk. Tak jakby coś spadło. Odsunąłem się od drzwi i kopnąłem z całej siły.
Nie zdążę przesłuchać chłopaka. Kobieta z maską na twarzy właśnie przystawia mu nóż do gardła. Nóż przesunął się po białej skórze blondyna. Miał niebieskie oczy podobne do matki, z których popłynęły łzy bólu i rezygnacji. Jej ręka zasłaniała mu usta. Kiedy chłopak osunął się na ziemie, wyprostowała się i wyciągnęła nóż w moją stronę. Przyszykowałem się na atak, sięgnąłem po pistolet i wymierzyłem w nią.
-Możesz powiedzieć tej całej Ling Ji żeby składała się na trumnę dla synka. On już dłużej nie pociągnie. I tu wcale nie chodzi o okup, sprawa się toczy o większą stawkę Luvern. Masz pozdrowienia od Ricksona –Miała łagodny, kobiecy głos. Zaczęła biec w moją stronę.
Strzeliłem.
Niestety pudło. Kobieta obróciła się na pięcie i wbiła mi nóż w rękę. Zamachnąłem się na nią. Zrobiła unik i uciekła.
Podbiegłem do chłopaka, sprawdziłem puls. Żył. Sięgnąłem po komórkę i zadzwoniłem po karetkę.
~~~~
-Znała cię?
-Moje nazwisko. Powiedziała że sprawa toczy się o większą stawkę niż okup. Mam pozdrowienia od Ricksona –Warknąłem. Byłem zły jak cholera.
-Czyli znowu on –Mój szef westchnął. Lucas Brick, lat 34. Lekko siwy, wysoki mężczyzna. Znał się na rzeczy –Ty na razie musisz odpocząć.
Wiedziałem co to znaczy.
-Nie potrzebuje przerwy. Dam rade.
-Nie, przed chwilą ktoś próbował cię zabić.
-Chłopak żyje? –Zmieniłem temat. Nie chciałem słuchać jego wywodów.
-Tak, ale jest w śpiączce –Westchnął.
-Zajebiście.

2 komentarze:

  1. Pierwsze wrażenie o blogu - bardzo ładny nagłóweczek, napisy czytelne, z technicznej strony po prostu ślicznie. Jeżeli chodzi o treść - ale ty masz wyobraźnie, kobito. Opowiadanie jest całkiem dobre, nie licząc błędów interpunkcyjnych (Jezus Maria, przecinki!), jednakowoż podoba mi się to, iż piszesz to w pierwszej osobie. Bohaterowie są niesamowici - szczególnie zainteresował mnie Ginger (dość nietypowe imię o.O, no ale nie wdawajmy się w szczegóły). Wygląda dośc... zabójczo (ja po prostu lubię tych złych). Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Pozdro (*^*)/
    Dup3n

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny pierwszy rozdzialik. A mi się podobają włosy Ginger'a! Są świetne O.o i w ogóle Gin i Gio są ładni. Lubie opka gdzie jest związek morderca-policjant.(wiem, powtarzam się, wszystko to ci na gg pisałam) To takie słodkie jest. Dobra może nie słodkie a masochistyczne? Ta... Ale teraz powiem ci, że mnie zaskoczyłaś i to kompletnie. Ty już dobrze wiesz czym. Nie będę zdradzać szczegółów, żeby czytelnicy nie zobaczyli. Jeszcze by mnie zabili za zdradzenie fabuły X.X.A ja nie chce jeszcze umierać! Dobra odwala mi, oficjalnie mogę ogłosić, że jestem nienormalna... dzisiaj. Br... No i właśnie zapomniałam co ci miałam napisać, ale co tam. Napisze coś innego. Dobra wystrój bloga jest piękny, tak już ci to mówiłam ale co tam powiem jeszcze raz :)A i już wiem co miałam napisać! Że też lubię opka w pierwszej osobie. Są jakieś takie przyjemne dla oka. Tak jakby auror miał w sobie cząstkę postaci. A może na odwrót? Raczej tak. Ha, mam nadzieje że zabijesz tego... yyyy człowieka, który... Wrabia sama wiesz kogo. Śmieć walony. Dobra, już nic nie mówię tylko standardowo czekam na następny rozdział

    OdpowiedzUsuń